środa, 20 listopada 2013

Czy z bankiem da się wygrać?

Sądowa walka z bankiem wymaga sporo determinacji. Nie jest jednak niemożliwa do wygrania. Najwyższa odzyskana kwota to 7,5 mln zł. Największy pozew zbiorowy przeciwko bankowi złożyło 1247 osób, a najdziwniejsza sprawa dotyczyła korzystania z toalet. Klienci najczęściej walczą o kilka, czasami kilkanaście tysięcy, a wielomilionowe kary może zasądzić głównie UOKiK.

- Dlaczego tak lubimy pożyczać? Bo nie za bardzo umiemy lub możemy oszczędzać, natomiast kochamy mieć wszystko „na już” - mówi Jan Kaliciński, doradca prawno-finansowy. - Czasami dajemy się wmanewrować z w sytuację finansową, z której nie jesteśmy w stanie sami się wydostać. Tak jak było w przypadku słynnych kredytów „Alicja”, które trudno było spłacić. Na szczęście pokrzywdzonym przyszły z pomocą sądy. Nie zawsze, jak widać, warto kłaść uszy po sobie, bo banki to instytucje, które czasami posuwają się dość daleko, licząc na ignorancję klientów – podkreśla.


Krwiożercza Alicja, trudny frank

Wspomniany kredyt mieszkaniowy „Alicja” był oferowany kilkanaście lat temu przez PKO BP. Klienci pożyczali np. 50-80 tys. zł, natomiast po dziesięciu latach do spłaty pozostało im nawet 100 tys. zł. Ostateczny koszt kredytu przekraczał nawet czterokrotną wartość pierwotną. Skąd takie kwoty? Zgodnie z umową klient spłacał miesięcznie niewielką ratę będącą częścią odsetek, reszta dopisywana była do kapitału. Jak twierdzili sami klienci, bank stworzył taki kredyt, którego nie dało się spłacić. Szybko więc przylgnęła do niego łatka „krwiożercza Alicja”. Wielu klientów płakało i płaciło. - Stres, nerwy, odkładanie każdego grosza, brak wakacji, brak przyjemności. Tylko raty, raty. Kto by jeszcze myślał o procesowaniu się z bankiem? - pyta Maciej z Poznania.

Nie wszyscy odpuścili. Jeden z mieszkańców Wrocławia, który zaciągnął wspomniany kredyt w wysokości 75 tys. zł, po dwunastu latach spłacania, nadal miał zobowiązania wobec banku w wysokości 84 tys. zł. Sąd po analizie uznał, że gdyby zamiast wspomnianego kredytu mieszkaniowego zaciągnął zwykły kredyt o takiej samej wartości, musiałby w sumie spłacić 120 tys. zł. Dlatego też orzekł, że jeśli do już spłaconych 110 tys. zł kredytobiorca dopłaci brakujące 10 tys. zł, umowa zostanie rozwiązana.
Niedawno okazało się, że z tym samym bankiem wygrała także łodzianka. Co prawda pani Urszula czekała na taki wyrok kilka lat, ale było warto. Zamiast 137 tys. zł, ma zapłacić 50 tys. zł. A zaciągnęła niecałe 40 tys. kredytu.

Inna historia dotyczyła kredytu hipotecznego we frankach zaciągniętego w Multibanku, który po kilku latach trwania umowy zażądał opłaty za składkę ubezpieczeniową w wysokości 3,5 proc. od kwoty niespłaconego wkładu własnego, czyli ok. 4700 zł. Gdy klientka nie reagowała, bank wezwał do ostatecznej zapłaty i poinformował, że pismo to należy traktować jako wypowiedzenie umowy, które się wiąże z nakazem zwrotu 285 tys. franków. Straszył też BIK-iem i tym, że przez pięć najbliższych lat będzie zamieszczał jej dane w tej bazie. Klientka zdecydowała się sprawę oddać do sądu. Wygrała. Sąd nakazał bankowi zapłacenie 11949 zł.
Najwyższa wygrana, najdziwniejszy pozew
Jedna z najwyższych dotychczasowych wygranych z bankiem wynosi 7,5 mln zł. Co prawda wyrok zapadł trzy lata temu, ale do dziś jest jedną z najbardziej spektakularnych batalii sądowych. O co poszło? Dokładnie o kwotę, którą bank pobrał z rachunku przedsiębiorcy, rozliczając transakcję zamiany odsetek według tzw. bieżącej wyceny rynkowej. Sąd uznał powództwo spółki giełdowej i nakazał bankowi zwrócić całą kwotę wraz z ustawowymi odsetkami.
Precedensowym jest także wyrok w sprawie zawyżonych rat kredytu hipotecznego, jaki wytoczyło w pozwie zbiorowym 1247 klientów BRE Bankowi. W pozwie wykazali, że w okresie od stycznia 2009 r. do lutego 2010 r. stracili na tym około 5 mln zł. Sąd orzekł, że bank ma zapłacić klientom odszkodowanie. Ten, choć nie zgadza się z wyrokiem, wypłaca zasądzone pieniądze.
20 tys. zł odszkodowania otrzymał z kolei mieszkaniec Poznania za wpis do BIK-u. Dwa lata temu mężczyzna trafił tam, bo rzekomo nie spłacił kredytu zaciągniętego w Eurobanku. Złożył zawiadomienie na policji o możliwości popełnienia przestępstwa i powiadomił bank. Ten nie spieszył się jednak z wyjaśnieniem sprawy. Klient więc skorzystał z pomocy prawnika i w końcu bank wykreślił go z bazy. Prawnicy postanowili jednak nie dawać za wygraną i walczyli o odszkodowanie. Bank odwołał się od wyroku, ale sąd go oddalił. Wyrok jest prawomocny.
Najdziwniejszy pozew przeciwko bankom, wbrew pozorom nie dotyczy finansów, a toalet. 85-letni warszawiak wywalczył 7,5 tys. zł odszkodowania oraz przeprosiny za to, że w 2009 r. w dwóch placówkach bankowych PKO BP i Pekao SA nie pozwolono mu skorzystać z toalety. Z pierwszym bankiem zawarł ugodę, drugi chciał oddalenia powództwa. Proces trwał latami. Tym razem sąd przychylił się do wniosku instytucji.
Wielomilionowe kary
Okazuje się, że także, a może głównie, UOKiK ma sporo zastrzeżeń co do sposobu prowadzenia działalności przez banki. Raport z 2012 r. mówi, że banki  naruszają przepisy – począwszy do sposobu reklamowania się, poprzez sposób dokonywania oceny ryzyka finansowego, naruszenie elementów umowy, spłaty kredytu przed terminem aż po naruszenie przepisów dotyczących odstąpienia od umowy.
W ostatnich latach bardzo często Urząd nakładał na banki wielomilionowe kary. Getin Bank po długiej batalii sądowej z urzędem konsumenckim musi zapłacić blisko 6 mln zł kary m.in. za to, że we wzorach umownych wykorzystywanych do zawierania z konsumentami umów kredytowych znalazły się postanowienia tożsame z wpisanymi do rejestru klauzul niedozwolonych.
ING Bank Śląski otrzymał karę w wysokości 1,29 mln zł za reklamę Konta Direct, która wprowadzała klientów w błąd, co do kosztów przelewów czy korzystania z karty.
Natomiast 2,83 mln zł kary dostał Getin Noble Bank za praktyki stosowane podczas zawierania umów o kredyt konsumencki. Zastrzeżenia wzbudziły przede wszystkim postanowienia zawarte w formularzach informacyjnych i umowach oferowanych klientom.
Na początku tego roku ukarane zostały także trzy inne banki - PKO BP, Pekao SA i Raiffeisen Polbank. Kara dla pierwszego z nich wyniosła 2,84 mln zł za błędną kampanię reklamową.
Dla drugiego, czyli banku Pekao SA - 1,83 mln zł za opóźnianie przekazywania informacji do BIK o spłacie kredytu  przez klienta, co spowodowało, że nie mógł zaciągnąć kolejnego kredytu,  formalnie bowiem wciąż był obciążony poprzednim.
Natomiast Raiffeisen Polbank za obarczanie klienta kosztami wyceny nieruchomości, jeśli nie spłaci dwóch lub trzech rat kredytu, otrzymał karę w wysokości 1,82 mln zł.
To tylko nieliczne z sankcji, jakie urząd nałożył na różne instytucje bankowe.
- Z każdym rokiem wzrasta świadomość klientów odnośnie kredytów, odsetek, umów bankowych itp. Wygrane przez klientów procesy i kary nakładane przez UOKiK pokazują, że instytucje bankowe nie są nienaruszalne – mówi Tomasz Nowakowski, radca prawny z Poznania. - Z bankiem można wygrać. Czasami warto stanąć z przeciwnikiem do walki i nie bać się jego wielkości. W końcu chodzi przecież o nasze pieniądze – reasumuje.
Autor: Aleksandra Brodziak     onet.pl


wtorek, 19 listopada 2013

Przemyśl wśród najlepszych europejskich kierunków!

Przemyśl zwyciężył w konkursie Komisji Europejskiej na "Najlepsze Europejskie Destynacje Turystyczne - EDEN 2013". To zwieńczenie naszej strategii turystycznej, którą od lat realizujemy - zaznaczył prezydent Przemyśla Robert Choma. 

EDEN to tytuł przyznawany przez KE mało znanym europejskim ośrodkom turystycznym. W tym roku tytuł taki przyznano 19 miejscom, wśród nich - jako jedyne miasto w Polsce - wyróżniony został Przemyśl. 

Zdaniem Chomy, przyznanie nagrody to ogromny sukces. "To bardzo ważne, że otrzymaliśmy tę nagrodę. Mamy się czym chwalić" - powiedział na konferencji prasowej w Przemyślu. Prezydent podkreślił, że nagroda przyczyni się do zwiększenia liczby turystów. "Na pewno wpływ na to będą miały np. wizyty studyjne dziennikarzy poważnych periodyków czy portali turystycznych. Ich przyjazd i późniejsze publikacje to jedna z nagród" - powiedział. 

Wiceprezydent Przemyśla Grzegorz Hayder dodał, że nagroda stanowi rekomendację dla turystów w UE, że warto do tych nagrodzonych miejsc przyjechać. 


"W tegorocznej edycji Komisja Europejska kładła szczególny nacisk na dostosowanie miejsc turystycznych do potrzeb osób niepełnosprawnych. Ta nagroda pokazuje, że te działania wykonywane w Przemyślu są dostrzegane także na takim wysokim szczeblu, jak Komisja Europejska" - zaznaczył. 

Władze Przemyśla planują wykorzystać przyznany tytuł do promocji miasta. Logo nagrody będzie umieszczane m.in. na wszelkich materiałach o mieście.


Przemyśl położony jest w województwie podkarpackim. To baza wypadowa dla podróżujących po Bieszczadach. Od zawsze mieszkali tu przedstawiciele wielu narodów i kultur: Polacy, Ukraińcy, Romowie. Do II wojny światowej miasto było także ważnym skupiskiem ludności żydowskiej, która w latach 30. ubiegłego stulecia stanowiła blisko 30 proc. wszystkich mieszkańców. 

Do najważniejszych atrakcji turystycznych Przemyśla należą m.in. potężny zespół obiektów obronnych, przed I wojną światową jedna z 200 wielkich fortyfikacji stałych w Europie, trzecia co do wielkości po Antwerpii i Verdun - Twierdza PrzemyślSanktuarium Matki Bożej Niepokalanej czy Archikatedra św. Jana Chrzciciela

Wśród innych nagrodzonych w tym roku tytułem EDEN miejsc są m.in.: gmina Maraton w Grecji, Lipno w Czechach oraz park naturalny Guara w Hiszpanii

pw/if 

poniedziałek, 18 listopada 2013

Uwaga! Dostałeś taki list z ZUS?


Listy z ZUS przynoszą złe wieści


ZUS rozsyła do Polaków listy z wyliczeniami hipotetycznej wysokości emerytury. Wynika z nich, że nawet przy zgromadzonym sporym kapitale nie będzie lekko. O ile w ogóle można będzie liczyć na państwową emeryturę. 
Dostaliśmy informację od jednej z naszych użytkowniczek, pani Iwony, która pracuje na kierowniczym stanowisku w urzędzie miejskim. Według informacji, które otrzymała, przy zwaloryzowanym kapitale początkowym w wysokości 256 tys. zł, nieco ponad 100 tys. zwaloryzowanych składek ubezpieczenia emerytalnego oraz prawie 6 tys. zł na subkoncie w ZUS jej emerytura po 42 latach pracy będzie wynosiła nieco ponad 1800 zł brutto, czyli ok. 1578 zł na rękę. 

- Te wyliczenia na pewno nie są satysfakcjonujące. Za tyle lat pracy wskaźnik emerytalny powinien być wyższy - skomentowała nasza czytelniczka. 

Co więcej, według pierwszego wariantu 10 lat przed przejściem na emeryturę pani Iwona dostanie 1354 zł netto. Siła nabywcza tych pieniędzy za dekadę może być znacznie niższa z powodu inflacji. Na dodatek są to tylko hipotetyczne założenia, które mogą się jeszcze zmienić. Jak nietrudno się domyślić, także na niekorzyść przyszłego emeryta. 


Wyliczenia te nie uwzględniają składki przekazywanej do OFE, lecz nasza czytelniczka jest w takim wieku, że jeśli reforma OFE wejdzie w życie, to i tak będą one stopniowo przekazywane do ZUS na subkonta. Oczywiście według zapowiedzi mają tam być waloryzowane i dziedziczone. Ale wybór pomiędzy ZUS a OFE faktycznie już dla niej nie istnieje. Pani Iwona zauważa też, że wysokość jej świadczeń można będzie porównać do kogoś, kto przy krótszym stażu pracy i przy mniejszych zarobkach dostaje świadczenie jeszcze ze starego systemu, sprzed reformy emerytalnej. 

Czym się różni stary system od nowego? 

Jak tłumaczy nam Radosław Milczarski z biura prasowego ZUS, wysokość emerytur na dotychczasowych i zreformowanych zasadach obliczana jest w różny sposób i inne okoliczności mają wpływ na wysokość tych emerytur. 


Emerytura obliczana według dotychczasowych zasad zależna jest od: 
  • liczby udowodnionych okresów składkowych i nieskładkowych,
  • wysokości zarobków przyjmowanych do obliczenia podstawy wymiaru świadczenia
  • wysokości kwoty bazowej obowiązującej w dacie ustalenia prawa do emerytury

Milczarski przypomina, że algorytm obliczania emerytury według dotychczasowych zasad to 24 proc. kwoty bazowej, oraz po 1,3 proc. podstawy wymiaru za każdy rok okresów składkowych i 0,7 proc. podstawy wymiaru za każdy rok okresów nieskładkowych. 


- Wysokość emerytury ze zreformowanego systemu zależna jest od podstawy jej obliczenia, którą stanowi kwota składek na ubezpieczenie emerytalne z uwzględnieniem waloryzacji składek zewidencjonowanych na koncie ubezpieczonego do końca miesiąca poprzedzającego miesiąc, od którego przysługuje wypłata emerytury oraz zwaloryzowanego kapitału początkowego, a także od średniego dalszego trwania życia dla osób w wieku równym wiekowi przejścia na emeryturę danego ubezpieczonego - tłumaczy Milczarski. 

Jak dodaje, osoby urodzone po 31.12.1948 r., a przed 1.01.1969 r., które zdecydowały się na wybór jednego z otwartych funduszy emerytalnych oraz osoby urodzone po 31.12.1968 r. mają część składki emerytalnej przekazywaną do wybranego funduszu emerytalnego i będą pobierały emeryturę ze środków zgromadzonych w OFE. Tyle że jak wspomniano wcześniej, w przypadku wejścia kolejnej reformy w życie pieniądze pani Iwony, jak i wielu innych Polaków, i tak trafią do ZUS


O ile emerytura w ogóle będzie 

Jak wynika z raportu "Polski system ubezpieczeń społecznych. Diagnoza sytuacji", przygotowanego przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Fundację Republikańską, łączna kwota obciążenia finansów publicznych systemem emerytalnym to 134,6 mld zł, co w roku 2012 stanowiło ok. 28 proc. wydatków całego sektora publicznego (po konsolidacji). 

Mimo przejęcia aktywów z OFE w budżecie na 2014 r. zaplanowano aż 40 mld złotych dotacji do ZUS-u z tytułu nieoprocentowanych pożyczek z budżetu państwa. Taka pomoc nie jest jednorazowym wyjątkiem, z roku na rok są one coraz wyższe. 

Autorzy raportu zauważają, że rządowe prognozy są bardzo optymistyczne, być może nawet zbyt optymistyczne. ZPP nie zgadza się z oficjalnymi prognozami, które głoszą, że system jest wydolny, a wypłaty są możliwe. Ciężko się dziwić, kiedy w oficjalnym raporcie zakłada się m.in. stały wzrost gospodarczy aż do 2060 r. bez uwzględnienia cykli koniunkturalnych, stały wzrost płac realnych, stały spadek i utrzymywanie stopy bezrobocia na niskim poziomie - nawet w pesymistycznym wariancie ma ona wynosić tylko 8,56 proc. 


- W perspektywie średnio- i długoterminowej nie jest możliwe wypłacanie obecnie gwarantowanych świadczeń emerytalnych bez strukturalnych reform systemu emerytalnego, bądź bez zwiększonej presji fiskalnej, co w efekcie zabija polską gospodarkę - powiedział Marcin Chłudziński, prezes Fundacji Republikańskiej. 

Według autorów raportu prawda znacznie odbiega od tego, co prezentuje nam rząd. ZUS nie tylko nie będzie w stanie funkcjonować w 2060 roku, ale w przeciągu najbliższych 5-8 lat zbankrutuje. Zbilansowanie systemu przy istniejących progach zadłużenia oraz sytuacji gospodarczej będzie po prostu niemożliwe. Zwłaszcza, że nawet według oficjalnych prognoz ZUS ludność Polski będzie w kolejnych latach się systematycznie zmniejszać, a do tego przybywać będzie osób w wieku poprodukcyjnym. Po prostu nie będzie, kto miał pracować na emerytury starszych pokoleń. 


wp.pl

niedziela, 17 listopada 2013

Pendolino pomknął 270 km na godz. Jest rekord!

Z prędkością 270 km na godz. pojechał w niedzielę pendolino po Centralnej Magistrali Kolejowej w okolicach Włoszczowy Północ. To oznacza, że pobito dotychczasowy rekord. - Pojedziemy jeszcze szybciej - zapowiada Zuzanna Szopowska, rzeczniczka PKP Intercity.

PKP Intercity kupiło 20 pendolino od francuskiego Alstomu. Pierwszy z nich dotarł do Polski w sierpniu. Ich koszt sięga 400 mln euro, ale wraz z budową centrum serwisowego i utrzymaniem przez 17 lat będzie to kosztowało 665 mln euro. Na początku testy pociągu odbywały się na torze zamkniętym pod Żmigrodem na Dolnym Śląsku, następnie już na normalnych liniach koło Kutna, Działdowa oraz krętej linii w rejonie Grybowa w Małopolsce.

W sobotę ok. godz. 11 zaczęły się testy prędkościowe na Centralnej Magistrali Kolejowej. To element procesu homologacji, a odcinek testowy to, uogólniając, Włoszczowa Północ - Góra Włodowska. Testy będą się odbywać w ciągu czterech najbliższych weekendów (od 16-17 listopada do 7-8 grudnia) i co ważne - są prowadzone w ciągu dnia.

Ich wyniki są bardzo dobre. W pierwszy weekend planowaliśmy przede wszystkim sprawdzenie, jak współpracują systemy pociągu z trakcją, ale w ostatnim przejeździe, dzisiaj ok. godz. 15, udało się osiągnąć prędkość 270 km na godz. - mówi Zuzanna Szopowska, rzeczniczka PKP Intercity.

To oznacza, że padł dotychczasowy rekord prędkości z 1994 roku wynoszący 250,1 km na godz. i także należący do pendolino, ale starszego typu. - Ale to nie koniec, bo zamierzamy pojechać jeszcze szybciej - dodaje rzeczniczka.

Rzeczywiście, jednym z elementów testów niezbędnych do uzyskania homologacji będzie przejazd z prędkością 275 km na godz. - Może uda się to w następny weekend. Wiele zależy od pogody - dodaje Zuzanna Szopowska. 

gazeta.pl

sobota, 16 listopada 2013

Rosja odtajnia dokumentację dot. relacji Armii Czerwonej z AK

Trwa odtajnianie dokumentacji dot. relacji między Armią Czerwoną a Armią Krajową - zapewnił szef rosyjskich archiwów prof. Andriej Artizow podczas posiedzenia Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych w Kaliningradzie. Publikacja dokumentów ma ukazać się w 2015 r.

Grupa ds. Trudnych miała w sobotę posiedzenie w czasie Polsko-Rosyjskiego Kongresu Mediów w Kaliningardzie. 

- To było robocze i bardzo rzeczowe posiedzenie Grupy ds. Trudnych. Wśród wielu omawianych spraw była kwestia systemowego odtajnienia wszystkich dokumentów dotyczących zbrodni na ludności polskiej dokonywanych w czasie, gdy Armia Radziecka wkroczyła na tereny polskie - powiedział prof. Adam Daniel Rotfeld, który jest współprzewodniczącym Grupy ds. Trudnych. Przypomniał, że grupa, złożona głównie z polskich i rosyjskich historyków, już od dłuższego czasu pracuje nad wspólną publikacją archiwalnych dokumentów dotyczących relacji polsko-sowieckich. Chodzi m.in. o relację między Armią Czerwoną a Armią Krajową na terenach zachodniego Związku Radzieckiego i wschodniej Polski. 

Istotnym wątkiem w tej sprawie jest kwestia tzw. obławy augustowskiej - wciąż nie do końca wyjaśnionej zbrodni popełnionej w 1945 r. na Białostocczyźnie przez sowiecki kontrwywiad wojskowy SMIERSZ na 592 polskich żołnierzach i cywilach. Polska strona do tej pory nie zna miejsca zbrodni ani zarzutów, jakie polskim obywatelom postawiły dowodzone w latach 1943-46 przez Wiktora Abakumowa specjalne oddziały Armii Czerwonej. 

Rotfeld tłumaczył, że proces odtajniania dokumentów w Rosji wymaga czasu, ponieważ ich udostępnianie wiąże się nie tylko z długotrwałymi procedurami, ale jest także uwarunkowane politycznie. 

Współprzewodniczący Grupy ds. Trudnych przypomniał, że dotyczy to również dokumentacji z rosyjskiego śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej, która początkowo była przekazywana polskiej stronie, a obecnie nie jest. Ostatnia transza dokumentów trafiła do Polski w lipcu 2011 r. W sumie w latach 2010-2011 Polska otrzymała 148 ze 183 tomów śledztwa, które prowadziła rosyjska prokuratura wojskowa. W tej sprawie podczas posiedzenia grupy do strony rosyjskiej zaapelował szef pionu śledczego IPN prok. Dariusz Gabrel, według którego wgląd w rosyjskie akta pozwoliłby zakończyć polskie śledztwo ws. zbrodni katyńskiej, które IPN prowadzi od 2004 r. 

Do kwestii odtajniania dokumentów dot. relacji Armii Czerwonej i Armii Krajowej odniósł się dyrektor Federalnej Agencji ds. Archiwów Rosji prof. Andriej Artizow. - To jest duży i poważny projekt, dzięki któremu zostanie wydanych kilka tomów dokumentów. Nigdy wcześniej nimi świadomie się nie zajmowaliśmy, ale ponieważ ten temat wzbudza tak duże społeczne zainteresowanie, i to nie tylko w Polsce, ale i w Rosji, to postanowiliśmy powołać zespół naukowców, który stopniowo odtajnia tę dokumentację - powiedział Artizow. 

Podkreślił też, że część dokumentacji dotyczącej relacji Armii Czerwonej z polskim podziemiem niepodległościowym już odtajniono. - To proces, który cały czas trwa i mogę powiedzieć, że tam jest wiele bardzo interesujących dokumentów z 1943 czy 1945 roku, czy w ogóle z lat 50. Myślę, że z tego ułoży się pełen obraz tego, co miało miejsce na Kresach, w zachodnich rejonach Związku Radzieckiego. To będzie odkrycie nie tylko dla Polaków, ale także dla Rosjan, bo pokaże nam pełen obraz tego, co wówczas tam się działo - powiedział szef rosyjskich archiwów. 

Publikacja zbioru dokumentów dotycząca relacji Armii Czerwonej i polskiego podziemia niepodległościowego ma być gotowa w 2015 r. Z polskiej strony projektem tym kieruje historyk prof. Grzegorz Motyka z Instytutu Studiów Politycznych PAN, który jest także wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim i członkiem Rady IPN. Badania mają przynieść odpowiedź na pytanie dotyczące polityki sowieckiej wobec AK. Oddzielny problem stanowią sowieckie represje, m.in. kiedy i na jakim szczeblu zdecydowano o rozbrojeniu realizującej akcję "Burza" AK, a także jak wyglądała mapa represji przeciwko polskiemu podziemiu w latach 1944-1945.

(ap)

160 zł na godzinę za pracę przed świętami

Okres przedświąteczny to moment, w którym rekruterzy odnotowują zauważalne wzrosty liczby wolnych stanowisk pracy. Na sezonowe zatrudnienie można liczyć już od pierwszej połowy listopada. Płace sięgają nawet 160 zł za godzinę.

Skala i dynamika pojawiających się ofert pracy w okresie przedświątecznym i świątecznym zależy przede wszystkim od poszczególnych regionów Polski oraz branż. Należy jednak podkreślić najwięcej szans na zatrudnienie odnotowuje w tym czasie branża handlowa, usługowa i produkcyjna. Wszystkie te sektory znacznie zwiększają możliwość zatrudnienia u siebie nowych pracowników. Prognozy płacowe Adecco Poland pokazują, że najwyższych zarobków w tym okresie mogą się spodziewać osoby zainteresowane pracą w roli wynajętego św. Mikołaja w domu, hostessy i osoby zatrudnione przy pakowaniu koszy upominkowych. 

- Popyt na pracowników wyżej wymienionych branż obejmuje okres od początku listopada do końca stycznia. Sytuacja ta jest niezmienna według naszych danych rok do roku i kształtuje się na tym samym, dość wysokim poziomie – podkreśla Magdalena Furs, National Recruitment Manager, Adecco Poland – To co wyróżnia poprzedni rok, to na pewno wzrost zapotrzebowania na pracowników tzw. doradców klientów w sklepach z elektroniką i perfumeriach. 

W momencie pojawiania się pierwszych ofert pracy przedświątecznej i świątecznej wynagrodzenie przy tego typu zatrudnieniu może się wahać od 10 zł do 20 zł za godzinę. Wyjątek stanowi praca w roli wynajętego św. Mikołaja w domu – od 80 do 160 zł za godzinę w zależności od regionu. Jeśli chodzi o zainteresowanie pracodawców, obecnie najwięcej rekrutowanych stanowisk dotyczy osób skierowanych do pracy przy pakowaniu koszy upominkowych i świątecznych (16 zł brutto za godzinę), pomocy przy akcjach promocyjnych w sklepach i przy organizacji wydarzeń specjalnych. 

Kolejną popularną grupę stanowią osoby do pracy przy wykładaniu towarów w sklepach, aranżacji przestrzeni sklepowych i poświątecznej inwentaryzacji (od 10 do 14 zł brutto za godzinę). Zatrudnienie w trakcie okresu świątecznego znajdą też oczywiście hostessy i osoby do promocji towarów w marketach i dużych sieciach spożywczych (od 15 do 20 zł brutto za godzinę). Szczególne zapotrzebowanie w tym zakresie jest na osoby wspierające sprzedaż napojów, produktów spożywczych, kosmetyków, produktów dla dzieci czy też sprzętu RTV i AGD.

Poniżej przedstawiamy aktualne zestawienie proponowanych, najwyższych płac pracowników w tym okresie. 


Wśród osób szukających pracy w sezonie świątecznym są zarówno studenci, jak i osoby starsze, nieposiadające stałego zatrudnienia. W okresie między listopadem a styczniem w agencjach pośrednictwa pracy rejestrują się także osoby pracujące, które są zainteresowane dorobieniem do budżetu domowego z racji na wydatki świąteczne. Takie osoby szukają dodatkowych zajęć szczególnie na popołudnia lub weekendy. 

wp.pl

Pozew zbiorowy przeciwko właścicielowi sieci bankomatów Euronet

W poprzedni piątek rozpoczęły się problemy klientów Euronetu z wypłacaniem gotówki z bankomatów tej sieci. Awaria została usunięta, jednak część osób ma problemy z odzyskaniem pieniędzy. Poszkodowani klienci przygotowują pozew zbiorowy przeciwko właścicielowi sieci bankomatów.


Trudności zaczęły się od awarii w PKO BP. Osoby korzystające z usług tego banku miały problemy z wypłatą gotówki z bankomatów Euronetu, jednak już o godzinie 18 tego samego dnia awaria techniczna została usunięta. Problem przeniósł się także na inne banki. Chociaż urządzenia księgowały transakcje, to jednak nie dochodziło do wypłaty pieniędzy. Osoby poszkodowane przez Euronet postanowiły połączyć siły w walce o swoje prawa, wykorzystując do tego możliwości, jakie daje pozew zbiorowy. – Jesteśmy na etapie przygotowywania pozwu, cały proces trwa zazwyczaj około dwóch miesięcy. Pracujemy nad wyborem odpowiedniej kancelarii prawnej, poza tym regularnie spotykamy się z poszkodowanymi – mówi Bartosz Roman, autor pozwu.
Pozwy zbiorowe stosowane są w postępowaniach cywilnych, w sprawach w których występuje przynajmniej 10 pozwanych, dochodzących roszczeń tego samego rodzaju. Taka forma pozwu bywa najczęściej stosowana w sprawach dotyczących ochrony konsumentów oraz odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez niebezpieczne produkty. Poszkodowani przez Euronet oczekują zwrotu zablokowanych środków, a także odszkodowania za powstałą sytuację. Klienci chcą także zwrócić uwagę na absurdalność procedury reklamacyjnej, która trwa długo i jest nieprzyjazna dla poszkodowanego. – W tej chwili okres rozpatrywania reklamacji przez banki trwa nawet 90 dni. Jest to skandalicznie długi okres, bo w tym czasie ludzie mają zablokowane środki, które często są jedynym źródłem utrzymania. Zamierzamy to zaskarżyć i stworzyć precedens, który zapobiegnie podobnym sytuacjom w przyszłości – dodaje Roman.
Odzyskanie pieniędzy utraconych na skutek awarii bankomatu jest trudnym zadaniem. Klienci, którzy próbują wyjaśnić sytuację przez BOK poszczególnych banków informowani są o tym, że transakcje zostały zaksięgowane na ich kontach, a banki dostały informacje z Euronetu o wypłaceniu środków. -Jedynym sposobem na odzyskanie pieniędzy jest złożenie reklamacji bezpośrednio w banku – wyjaśnił IAR Maciej Krzysztoszek z Komisji Nadzoru Bankowego. Bank ma 30 dni na jej rozpatrzenie. Jeżeli nie dostarczy odpowiedzi w tym czasie, klient może dochodzić swoich praw w sądzie albo złożyć skargę do Komisji Nadzoru Finansowego – dodał Krzysztoszek. Jak dotąd w sprawie awarii w PKO BP i Euronecie nie wpłynęły skargi do KNF-u.
Problemy Euronetu pokazują, jak skutecznie potrafią działać współcześni klienci. W ciągu kilku dni skrzyknęli się i utworzyli specjalny profil na Facebooku. Próbują tam wyjaśnić sytuację lub jedynie poskarżyć się i uzyskać wsparcie mentalne. - Euronet powinien wypłacać odszkodowanie za zaistniałą awarię. Próbowałam dwukrotnie wybrać po 200 zł tego feralnego dnia (8. listopada). Pieniędzy nie otrzymałam, natomiast w domu po zalogowaniu okazało się, że pobrało mi 400 zł i "wisi" w zablokowanych – skarży się Iwona Niedziela na portalu. Większość wypowiedzi forumowiczów aż kipi z frustracji i poczucia lekceważenia. - Gwarantuję wam, że nigdy nie skorzystam z waszych parszywych bankomatów, ani ja ani nikt z mojej rodziny, krewnych ani znajomych. Przegięliście do końca – to słowa użytkownika o pseudonimie „Mohamed”.
Kolejnym przykładem sprawnego działania poszkodowanych jest duża liczba osób, która przyłączyła się do inicjatywy w ciągu zaledwie dwóch dni. – Na ten moment do pozwu przyłączyło się 25 osób, ale liczba ta bardzo szybko rośnie. Wszystkie one oczekują zwrotu zablokowanych środków oraz strat materialnych, m. in. w ramach odsetek oraz niezapłaconych rachunków. Pozew zbiorowy dotyczy tylko strat materialnych, roszczenia za straty moralne będą kierowane w innych pozwach– informuje Bartosz Roman.
Euronet umożliwia składanie reklamacji poprzez formularz kontaktowy znajdujący się na stronie internetowej oraz na oficjalnym fanpage’u na Facebooku. Firma przesłała ponadto raporty podsumowujące przebieg transakcji do poszczególnych banków, jednak okazało się że zawierają one błędy i cała procedura w związku z tym wydłuża się. Sytuację wyjaśnia także PKO BP: -Wszystkie blokady środków, które zostały założone pomimo niezrealizowanych przez klientów operacji kartami, zostały przez bank anulowane automatyczne. Jednak w przypadku, kiedy transakcje zostały już zaksięgowane, klienci muszą złożyć reklamację do banku na przykład poprzez infolinię. Zgodnie z prawem każdy bank ma 30 dni na rozpatrzenie reklamacji – wyjaśnia IAR Aneta Styrnik-Chaber z biura prasowego PKO BP.
Przyczyny wystąpienia utrudnień przy korzystaniu z bankomatów wyjaśnia także Euronet. - W piątek, tj. 8 listopada, w godzinach 15:30 – 18:30 wystąpiły czasowe utrudnienia w realizacji transakcji wypłat gotówki przy użyciu kart Visa na terenie Polski. Międzynarodowa organizacja płatnicza, której Euronet przesyła transakcje, nie była w stanie poradzić sobie ze zwiększoną ilością transakcji w sieci Euronet, spowodowaną awarią kilku systemów bankowych w ubiegły piątek. Transakcje, które nie zakończyły się wypłatą środków nie powinny skutkować obciążeniem, jednakże w wyjątkowych przypadkach mogło dojść do czasowej blokady autoryzacyjnej środków na rachunkach klientów. O terminie zdjęcia blokady decyduje bank, czyli wydawca karty. Prosimy Klientów o monitorowanie stanu konta, a w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości, o kontakt ze swoim bankiem – taki komentarz przesłało biuro prasowe Euronetu.
onet.pl

piątek, 15 listopada 2013

Polska armia i "projekt 29". Pracują nad wojskowym wirusem

Polska armia zamówiła wirusa, który ma pozwolić naszemu krajowi na atakowanie wrogów w cyberprzestrzeni. Projekt wyszedł na jaw wraz z ogłoszeniem publicznego przetargu na stworzenie nowej broni. Obecnie wszystkie szczegóły zostały już utajnione, ale dzięki zajmującemu się bezpieczeństwem sieciowym serwisowi niebezpiecznik.pl, możemy ujawnić jakie informacje wyciekły na temat tajemniczego "projektu 29".

Informacja o ogłoszeniu konkursu na stworzenie polskiej cyberbroni pojawiła się na stronach Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, która nadzoruje projekt powstający na zlecenie Ministerstwa Obrony Narodowej. Jak sugeruje serwis niebezpiecznik.pl, ktoś nie dopatrzył procedury i ogólny zakres zlecenia został opublikowany jawnie wraz z innymi projektami, dla których poszukiwano wykonawców w ramach konkursu 3/2012. Najwyraźniej dopiero po jakimś czasie ktoś zorientował się, że projekt należy utajnić. Można go jeszcze znaleźć pod pozycją nr 29 na liście projektów NCBiR z zakresu obronności i bezpieczeństwa państwa, natomiast próżno go szukać w wynikach przetargów. Projekt 29 rozpłynął się w powietrzu, a przedstawiciele zarówno NCBiR, jak i MON nabrali wody w usta.

Powstający wirus ma być na tyle skomplikowanym narzędziem, że Wojsko Polskie nie jest w stanie stworzyć go za pomocą własnych środków. W związku z tym postanowiono poszukać prywatnego podwykonawcy, który spełni warunek zachowania poufności, a jednocześnie dysponuje możliwościami, które umożliwią opracowanie nowej cyberbroni. W opublikowanym przez NCBiR dokumencie opisującym ogólne założenia projektu możemy przeczytać:
"Opracowany system będzie m.in. pozwalał na: przejęcie kontroli nad urządzeniami sieciowymi - komputerem, routerem, punktem dostępowym oraz na dezintegrację węzłów łączności poprzez celową zmianę ich parametrów pracy lub dezaktywację wybranych funkcji. System ten będzie umożliwiał prowadzenie nasłuchu pracy urządzeń, w tym rozpoznanie (penetrację) aktualnej topologii systemu oraz jego konfiguracji, weryfikacji podatności na przełamanie zabezpieczeń, jak również niwelował i zakłócał działanie systemów skrytej penetracji przeciwnika".
"Warunkiem przejęcia elementów sieciowych przeciwnika jest zainstalowanie w nich w sposób jawny lub skryty oprogramowania (malware) i sprzętu elektronicznego (…) przewiduje się m.in. przeciwdziałanie tworzeniu rozległych systemów botnetów oraz tworzenie własnych botnetów wojskowych (…)"
Z przytoczonych fragmentów opisu projektu wynika, że jednym z kluczowych elementów nowego systemu ma być możliwość tworzenia botnetów. Oznacza to możliwość zarażania tysięcy lub wręcz milionów komputerów nieświadomych użytkowników internetu i wykorzystywanie ich głównie do przeprowadzania ataków typu DDoS. Działanie to pozwala skutecznie blokować strony internetowe przez wywołanie ogromnej liczby zapytań do serwera, co w efekcie powoduje jego przeciążenie. Wywołania serwera pochodzą od tzw. „komputerów zombie”, będących częścią botnetu.
Podobnymi narzędziami, jak wirus, który ma powstać dla polskiej armii dysponują już służby innych państwa. Co jakiś czas na jaw wychodzi również fakt wykorzystania cyberbroni w ataku przeciwko różnym krajom. Przykładem takich działań może być atak na Estonię w 2007 roku, który odciął cały kraj od internetu czy wyłączenie ogromnej większości stron internetowych w Gruzji w 2008 roku podczas konfliktu tego kraju z Rosją.
Prace nad polskim "projektem 29" zaplanowano na 3 lata, a budżet dla całego programu wynosi 6,6 mln zł. Utajniony przetarg ma się zakończyć do końca roku. Nie wiadomo czy poznamy jego zwycięzcę.

Źródła: niebezpiecznik.pl , NCBiR

Tam nie warto studiować! Twój dyplom nie będzie nic wart

Polska Komisja Akredytacyjna podsumowała 10 lat swojej działalności polegającej na przyznawaniu zezwoleń na prowadzenie uczelni i konkretnych kierunków. Według Komisji, najlepsze oceny uzyskują kierunki filologiczne na państwowych uczelniach, zaś najgorsze – kierunki ekonomiczne w placówkach niepublicznych. 


Ocenianych przez Komisję zostało 379 placówek. Najlepsze oceny uzyskały kierunki filologiczne. Prowadzenie kierunków humanistycznych nie wymaga zaawansowanego zaplecza technologicznego. Nie trzeba żadnych laboratoriów, a siła tych kierunków opiera się na kadrze. Filologie to domena państwowych uczelni z długą tradycją. Tymczasem kiepskie wyniki kierunków ekonomicznych wynikają z faktu, że często są prowadzone przez młode, niepubliczne placówki z niewielkim doświadczeniem. Ich niesłabnąca popularność to pokłosie boomu edukacyjnego z lat 90. Wiele z tych uczelni przeżywa obecnie kryzys wywołany głównie niżem demograficznym. Trudno utrzymać jakość kształcenia bez obniżania poziomu, kiedy trzeba walczyć o utrzymanie każdego studenta.

Nie da się ukryć, że niż demograficzny dotyka wszystkie uczelnie – także państwowe. W ciągu następnych lat na rynku pozostanie o wiele mniej szkół wyższych. Wiele z nich albo zostanie zlikwidowanych, albo będzie musiało łączyć się w konsorcja, by utrzymać pozycję. Polska Komisja Akredytacyjna w założeniu ma służyć wyeliminowaniu złych uczelni. Jak to się dzieje, że mimo kontroli wciąż dochodzi do nadużyć? Procedury, także te likwidacyjne, trwają dość długo. W tym czasie uczelnie często wciąż rekrutują studentów. Obecnie toczy się 26 postępowań likwidacyjnych, a według danych na stronie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego ostatnia decyzja dotycząca odebrania uprawnień została wydana w 2010 roku. 

Negatywne oceny otrzymały także uczelnie z dużych ośrodków akademickich, zarówno niepubliczne jak i państwowe. Przykładem może być informatyka na Uniwersytecie Łódzkim, zarządzanie na Politechnice Opolskiej, ekonomia w Wyższej Szkoła Handlu i Finansów Międzynarodowych w Warszawie czy budownictwo w Wyższej Szkole Humanistycznej we Wrocławiu. (Pełna lista na stronie www.pka.edu.pl) 

Uczelnia może otrzymać nie tylko ocenę pozytywną, ale także wyróżniającą, jak na przykład politologia na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie i prawo na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. 

Zastanawiające jest, jak niewielu przyszłych studentów przed podjęciem nauki zwraca uwagę na to, czy wybrana przez nich uczelnia ma odpowiednie zezwolenia i czy uzyskała pozytywne opinie PKA. Mimo że można łatwo to sprawdzić na stronie internetowej, uczelnie wątpliwej jakości wciąż mają studentów. Być może niektórzy z nich wręcz celowo wybierają taką szkołę, by łatwiej przez nią przejść? Praktyki wpisywania ocen bez zdawania egzaminu i zaliczanie ćwiczeń mimo nieobecności nie są rzadkością. Niestety studenci nie zastanawiają się nad tym, jaką wartość będzie miał na rynku pracy zdobyty w ten sposób dyplom. Pracodawcy coraz rzadziej patrzą na sam fakt zdobycia wyższego wykształcenia, a częściej na kompetencje i na to, jaką uczelnię się kończyło. 

Rektorzy się bronią: twierdzą, że wymogi PKA są tak skonstruowane, że wiele placówek nie jest w stanie przejść pozytywnie oceny instytucjonalnej. Jednak dla Komisji bez znaczenia pozostaje fakt finansowania uczelni, poziom nauczania powinien być oceniany w taki sam sposób i na uczelniach państwowych i prywatnych. Trudno jednak zaprzeczyć, że uczelnie prywatne mają trudniejsze zadanie: dla nich obecność studentów to być albo nie być. Wydaje się to być główną przyczyną powstawania nieprawidłowości. 

Chcesz się dowiedzieć, jakie oceny otrzymała twoja uczelnia? Możesz to sprawdzić na stronie Polskiej Komisji Akredytacyjnej: www.pka.edu.pl 

wp.pl

Dobre Miasto - atrakcje i historia "perełki Warmii"

Warmińskie Dobre Miasto i Barczewo zostały przyjęte do światowej sieci Cittaslow, zrzeszającej miasteczka, które oferują spokojny styl życia bez pośpiechu i z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Wcześniej przeszły one procedurę certyfikacyjną i wstąpiły do polskiej krajowej sieci.


Aby uzyskać certyfikaty członkostwa w międzynarodowym stowarzyszeniu lokalne samorządy musiały spełnić statutowe wymogi związane z ochroną środowiska, odtwarzaniem historycznej zabudowy, promocją regionalnej żywności, gościnnością wobec turystów oraz tworzeniem infrastruktury dla poprawy wygody życia mieszkańców.
Jakie atrakcje oferuje Dobre Miasto?
Położone jest w samym sercu historycznej Warmii. Na całej długości wschodnich granic przylegają do miasta rozległe Lasy Wichrowskie, kryjące nieprzebrane ilości zwierzyny, grzybów i jagód. Wśród malowniczych i lesistych terenów wytyczone są trasy rowerowe.
Jedna z nich przebiega obok jeziora Limajno zwanego "Perłą Warmii" posiadającego II klasę czystości wód, z licznymi zatoczkami i półwyspami oraz zadrzewioną wyspą w części wschodniej. Czyste wody jeziora przyciągają licznych amatorów sportów wodnych i wędkowania.
Sporą dawkę emocji może dać spływ kajakowy rzeką Łyną, która przecina lasy płynąc krętym korytem wśród morenowych wzgórz. Podczas spływu możemy zauważyć wiele gatunków rzadkich zwierząt wodnych i ptaków takich jak: bobry, wydry i przepięknego zimorodka.
Okolice Dobrego Miasta są pełne starych kościołów i innych zabytków. Najbardziej znanym jest barokowy kościół w Głotowie. Obok kościoła w zadrzewionym jarze po obu stronach rzeki Kwieli ciągnie się pięknie wkomponowana w przyrodę Kalwaria Warmińska.
Największą atrakcją Dobrego Miasta jest bardzo dobrze zachowany,  największy kościół typu halowego na Warmii, który został obdarzony tytułem i godnością Bazyliki Mniejszej przez Papieża Jana Pawła II.
Zachowała się także baszta zwana "bocianią", od gnieżdżących się na jej szczycie ptaków. Można tu obejrzeć dawne mapy biskupstwa warmińskiego, plany miasta, fotografie i fotokopie zabytkowych obiektów i starych dokumentów, a w sezonie letnim organizowane są wystawy malarstwa, grafiki, tkaniny artystycznej.
Historia Dobrego Miasta sięga średniowiecza. Zostało ono założone na początku XIV wieku na miejscu osady Prusów. Położone w centrum historycznej Warmii, na wyspie w ramionach rzeki Łyny, posiadało dogodne warunki obronne.
Prawa miejskie otrzymało 26 grudnia 1329 roku. W kila lat po lokacji miasto otoczono murami obronnymi. Pozostałością dawnych obwarowań jest właśnie Baszta Bociania.
Cittaslow
Sto­wa­rzy­sze­nie Cit­ta­slow po­wo­ła­no pod ko­niec lat 90. we Wło­szech w celu krze­wie­nia tzw. kultury do­bre­go życia. Zrze­sza ponad 160 miast z ca­łe­go świa­ta, ma­ją­cych po­ni­żej 50 tys. miesz­kań­ców. Ideą tego ruchu jest re­zy­gna­cja z in­ten­syw­ne­go stylu życia na rzecz har­mo­nii, na­tu­ry i tra­dy­cji.
Człon­ko­wie sieci po­słu­gu­ją się wspól­nym zna­kiem gra­ficz­nym - po­ma­rań­czo­wym śli­ma­kiem, który jest sym­bo­lem uciecz­ki od wiel­ko­miej­skie­go po­śpie­chu i ma być gwa­ran­cją ja­ko­ści usług tu­ry­stycz­nych. Pro­mu­ją się jako uro­kli­we miej­sca, po­ło­żo­ne poza głów­ny­mi tra­sa­mi tu­ry­stycz­ny­mi. Ich atu­tem ma być ma­ło­mia­stecz­ko­wy spo­kój i "kul­tu­ra go­ścin­no­ści" wobec przy­jezd­nych.
Do świa­to­wej sieci Cit­ta­slow na­le­ży obec­nie 11 miast z War­mii i Mazur: Re­szel, Bisz­ty­nek, Bi­sku­piec, Lidz­bark War­miń­ski, Nowe Mia­sto Lu­baw­skie, Olsz­ty­nek, Ryn, Lu­ba­wa, Goł­dap, Dobre Miasto i Bar­cze­wo oraz Mu­ro­wa­na Go­śli­na w Wiel­ko­pol­sce.
onet.pl

Ubezpieczyciele oszukują kierowców: jak z nimi walczyć?

Kilkuletnia wojna cenowa pomiędzy ubezpieczycielami sprawiła, że wystawcy polis oszczędzają na wszystkim, nie wahając się przy tym przekraczać granicy prawa. Często dzieje się tak w przypadku likwidacji szkody, kiedy ofiara stłuczki lub wypadku ze zdziwieniem przyjmuje wiadomość o wysokości odszkodowania.


Najczęściej stosowanym przez ubezpieczycieli trikiem jest obliczanie wysokości odszkodowania na podstawie cen części nieoryginalnych. Zamienniki są kilkakrotnie tańsze niż elementy firmowane logotypem producenta samochodu, ale ich jakość jest dyskusyjna. Choć "podróbki" muszą być homologowane i dopuszczone do użytku w Unii Europejskiej, mogą znacznie odbiegać od oryginałów pod względem dokładności wykonania i zastosowanych materiałów. Doskonale widać to na przykładzie elementów blacharskich. Dla przykładu, oryginalny przedni błotnik do Volkswagena Golfa piątej generacji kosztuje 750 złotych. Zamiennik bez problemu znajdziemy już za 100 złotych.

Czym różnią się takie części? Przede wszystkim w zamiennikach wykorzystywany jest gorszej jakości metal, co łatwo rozpoznać po pęknięciach w miejscu głębokich przetłoczeń. Nieoryginalny błotnik najprawdopodobniej będzie też posiadał gorszą warstwę antykorozyjną. Przede wszystkim jednak, zamienniki są najczęściej wykonane z mniejszą dokładnością. To oznacza, że nie każdy blacharz podejmie się wykonania naprawy, a jej efekty nie muszą być satysfakcjonujące.
Jak radzić sobie z nieuczciwie postępującym ubezpieczycielem? Jeśli towarzystwo policzy wysokość odszkodowania, biorąc pod uwagę cenę zamienników, otrzymamy kwotę, która nie wystarczy na porządną naprawę. Pozostaje wówczas albo zreperować samochód w szemranym warsztacie za drobne, albo wkroczyć na wojenną ścieżkę. Należy pamiętać, że kalkulacja szkód, jaką poczynił zakład ubezpieczeń i jego stanowisko nie są ostateczne. Poszkodowany może dochodzić swoich praw przed sądem. Przed skierowaniem sprawy na drogę sądową, można i warto złożyć skargę na bezprawne działania ubezpieczyciela do Rzecznika Ubezpieczonych lub Komisji Nadzoru Finansowego. Czasami już ich stanowisko załatwi sprawę. Jeśli nie, konieczne będzie wstąpienie na drogę sądową.
Kogo należy pozwać?
Pozwać można sprawcę wypadku lub jego ubezpieczyciela. W praktyce pozywa się jednak tylko zakład ubezpieczeń, który odmówił wypłaty odszkodowania, albo zaniżył jego wysokość. Zawarcie obowiązkowego ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych powoduje, że poszkodowany może dochodzić swoich roszczeń bezpośrednio od zakładu ubezpieczeń, który ponosi w takiej sytuacji tzw. odpowiedzialność gwarancyjną.
moto.wp.pl

czwartek, 14 listopada 2013

Uważaj w internecie! Wyłudzą twoje dane i wezmą na ciebie kredyt


Dane osobowe przekazane np. osobom prowadzącym przez internet rzekomą rekrutację do pracy w domu mogą posłużyć do przestępstw, m.in. związanych z wyłudzaniem kredytów bankowych - ostrzega Urząd Komisji Nadzoru Finansowego.




UKNF wskazał, że od pewnego czasu napływają do tej instytucji sygnały wskazujące na znaczne ryzyko związane z zakładaniem rachunków bankowych, bądź uzyskiwaniem kredytów bankowych z wykorzystaniem informacji wyłudzonych od obywateli, głównie przez internet. Chodzi o tzw. phishing, który polega m.in. na wysyłaniu do użytkowników bankowości internetowej fałszywych maili z prośbą o podanie danych autoryzacyjnych lub umieszczaniu w mailach linku z przekierowaniem do fałszywej strony internetowej banku.


Jednym z mechanizmów zgłaszanych przez poszkodowanych tym procederem jest gromadzenie podstawowych danych osobowych, adresów, numerów dowodów tożsamości w ramach procesu rzekomej rekrutacji do pracy "w domu". Potencjalnie fałszywi pracodawcy wymagają podania tych informacji i dokonania przelewu drobnej kwoty (np. 1 zł) na wskazany przez nich rachunek bankowy.
Tym sposobem na podstawie wyłudzonych danych osobowych próbują założyć rachunki bankowe bądź pozyskać kredyty, a w niektórych przypadkach, jako mechanizm weryfikacji tożsamości wykorzystywane są przez banki właśnie przelewy pochodzące z innego rachunku bankowego danej osoby - napisano w komunikacie.
UKNF wyjaśnił, że tym samym pokrzywdzony staje się dłużnikiem banku z tytułu uzyskanego kredytu. Poza tym w przypadku założenia rachunku bankowego z wykorzystaniem jego danych osobowych, przez rachunek ten mogą być transferowane pieniądze pochodzące z przestępstw.
W związku z powyższym, niezmiernie istotne jest zwrócenie uwagi na konieczność nieujawniania w sytuacjach wzbudzających jakiekolwiek wątpliwości swoich danych, w szczególności tych zapisanych w dowodzie osobistym. - podkreśla UKNF.
Urząd wskazał, że bardzo niebezpieczne może być też przeprowadzanie na zlecenie nieznanych osób operacji przelewu środków z wykorzystaniem własnego rachunku bankowego (często w zamian za wynagrodzenie). Osoba, która dokonuje takiej transakcji, nie wie bowiem, czy środki nie pochodzą z przestępstwa, ani tym bardziej, w jakim celu są one przekazywane.
Szczególnie niebezpieczne jest dokonanie wypłaty otrzymanej kwoty przelewu i następnie przekazanie jej za pośrednictwem banku lub instytucji płatniczej. - W przypadku, gdyby rzeczywiście przekazywane środki pochodziły z przestępstwa, jakakolwiek styczność z nimi, a w szczególności przyjęcie ich na własny rachunek bankowy, może zostać uznane za samoistne przestępstwo bądź współudział w przestępstwie - ostrzega urząd.
Urząd zaleca, by przy korzystaniu z bankowości internetowej zachowywać odpowiednie standardy bezpieczeństwa. Brak stosowania się do tych zasad stwarza znaczne zagrożenia, np. dostępu do rachunku osób nieuprawnionych. Zdarza się, że użytkownicy bankowości internetowej nieświadomie wchodzą na fałszywe strony bankowe lub reagują na prośby o podanie mailem danych osobowych i danych do logowania. - Zastosowanie się do takich poleceń może spowodować nawet całkowitą utratę zgromadzonych na rachunku środków - ostrzega UKNF.
W razie zaistnienia symptomów opisanych powyżej konieczne jest przekazanie szczegółowych informacji do banku bądź instytucji płatniczej prowadzącej rachunek, które są zobowiązane w zakresie swojej działalności do powiadamiania o przestępstwie odpowiednich organów państwa - sugeruje UKNF.
Źródło: PAP / JG, WP.PL